W solidarności z marynarzami i ich rodzinami
Wszechstronnie i wyczerpująco media przedstawiły niedogodności zamknięcia ludzi w domach, przeniesienia edukacji i pracy do sieci elektronicznej obsługiwanej z własnego mieszkania. Wszyscy poczuli, czym jest "uwięzienie", izolacja i lęk przed kontaktem z drugim człowiekiem. W tym światowym doświadczeniu pandemii koronawirusa trzeba zobaczyć jeszcze jeden jej aspekt. Nie możemy zapominać o marynarzach na statkach, którzy pracują tam dniem i nocą, a dla których epidemiczny rygor jest szczególnie dotkliwy.
Rozumiemy, że obrót handlowy nie mógł zostać zatrzymany, bo cały świat czeka na towary, które są przewożone drogą morską, a z drugiej strony wszystkie państwa zamknęły granice. Co oznacza, że marynarze zostali odizolowani od lądu. Nie mogą korzystać z odpoczynku w miastach portowych ani uczestniczyć w „normalnym” życiu na stałym lądzie.
A tymczasem potrzeba zejścia na ląd jest ważnym elementem ich zdrowia psychicznego. Zrobienie zakupów, odwiedzenie klubu „Stella Maris” czy uczestniczenie w praktykach religijnych w kościele. Dlatego, mimo obostrzeń w kontaktach, nie można było zostawić tych ludzi samym sobie.
W Niedzielę Palmową dane mi było celebrować dwie Msze święte na statkach. Przeżyłem głębokie wzruszenie podczas spotkania z marynarzami, kiedy najpierw z nadbrzeża błogosławiłem Najświętszym Sakramentem statek oraz załogę obecną na pokładzie i potem, gdy zszedłem z Najświętszym Sakramentem do maszynowni.
Nigdy nie przypuszczałem, że będę celebrował Mszę św. w masce i, co więcej, będę śpiewał w masce z marynarzami. Nic dziwnego, że miałem wyschnięte gardło, a na plecach mokrą koszulę.
Niewątpliwie ważna jest posługa duchowa, ale nie można zapominać o socjalnych potrzebach marynarzy. Dlatego Duszpasterstwo Ludzi Morza zakupiło dla nich karty internetowe, aby mogli nawiązać łączność z rodzinami. Zimna wiosna i warunki na statku wymagają zaopatrzenia w ciepłą odzież, dlatego otrzymali ciepłe czapki. Ale także – słodycze oraz kosmetyki.
Najważniejszy jednak jest kontakt z rodzinami. Za pomocą Facebooka Stella Maris uczestnicy spotkania ze statku m/v REDHEAD przekazali pozdrowienia bliskim:
„Mam nadzieję, że moja liczna rodzina czuje się dobrze. Niech Bóg błogosławi was wszystkich. Bądźcie bezpieczni i zawsze módlcie się do Boga. Bądźcie bezpieczni i zawsze pamiętajcie o Bogu. Mam nadzieję, że moja rodzina jest OK. Życzę dobrego zdrowia i mam nadzieję, że świat zostanie uzdrowiony z koronawirusa. Hello dla mojej rodziny. Dbajcie o siebie. Ja jestem OK na statku. Niech Bóg was błogosławi.”
Marynarze żyją pod presją, dlatego powtarzają: Zawsze statek i zawsze koronawirus.
Ich proste i szczere wypowiedzi są świadectwem wiary, nadziei i miłości.
Spotkania takie, jak te, są niewątpliwie realizacją idei solidarności, czyli bycia z innymi. Pamiętajmy o marynarzach na statkach i ich rodzinach.
O. Edward Pracz
Krajowy Duszpasterz Ludzi Morza